Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Lucien Joannes Christensen.

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Lucien
Pan Grabarz

Lucien


Liczba postów : 146
Data dołączenia : 07/02/2015

Lucien Joannes Christensen. Empty
PisanieTemat: Lucien Joannes Christensen.   Lucien Joannes Christensen. EmptyCzw Lut 19, 2015 10:14 pm

Lucien Joannes Christensen
Baby come home today, told me to stay away.


Wiek, pseudonim:
Jego wiek raczej nie jest rzeczą, z którą lubi obnosić się na co dzień. Zazwyczaj woli utrzymywać to w tajemnicy, a to tylko po to, aby bawić się z rozmówcą w zgaduj zgadulę. Aktualnie ma skończone dwadzieścia trzy lata,  a urodziny obchodzi trzydziestego pierwszego stycznia; Jeżeli chodzi o pseudonim, to nikt mu takowego nie wymyślił. Spotkał się już z przeróżnym skracaniem jego imienia, które nie były w pełni przez niego akceptowane.

Pochodzenie:
Urodził się w Danii, a wychował w Szwecji. Do drugiego państwa przeprowadził się w wieku dwóch lat. Rodzice nie uczyli go języka duńskiego, od razu zaczynając od podstaw szwedzkiego. Później sam w latach szkolnych zaczął zagłębiać się w pierwszy z nich, na własną rękę, aby chociaż po części znać język i kulturę państwa, w którym przyszedł na świat.

Grupa, zawód:
Przynależy do personelu, gdzie pełni rolę grabarza. Przez niektórych może być uznany on za dosyć nieprzyjemny zawód, a dla innych może wiązać się z brakiem stresu. Sam Lucien podchodzi do tej pracy obojętnie. Liczy się dla niego to, że ma własne miejsce i jednocześnie nie musi mieszać się aż tak bardzo w sprawy szpitala, za którym nie przepada, tak swoją drogą.

Ranga:
Pan Grabarz. Raczej wiadomo z czego to wynika i do czego nawiązuje, zatem nie potrzeba tego tłumaczyć.

Charakter/Wygląd/Historia:
Zerwałam się wcześnie rano, aby móc wyprzedzić tę szaleńczo długą kolejkę, jaka powstawała do codziennej, świeżej dostawy w cukierni (często nazywana przez miastowych też piekarnią), znajdującej się za rogiem. Specjalnie wczoraj męczyłam rodziców o to, abym dostała tym razem nieco większą sumę pieniędzy na coś więcej, niż tylko ciepłe bułeczki na śniadanie dla mnie i dla brata. Na szczęście byli akurat wtedy w dobrym nastroju i nie widzieli przeciwwskazań. Zeskoczyłam z łóżka, jak tylko pokazały się pierwsze promyki słoneczne zza zasłon w moim pokoju. Pogoda za oknem dopisywała, jak przystało na wiosnę. To podbudowało mnie jeszcze bardziej.
Skocznym krokiem wybiegłam z domu, a na ulicy zręcznie wymijałam przechodnich. W swych drobnych dłoniach trzymałam błyszczące monety, martwiąc się, czy te przypadkiem za parę chwil nie znajdą się na chodniku, a potem ewentualnie stoczą się do ścieków. Zawsze przewiduję wszelkie najczarniejsze scenariusze, taki brzydki zwyczaj.
O całe szczęście, bezpiecznie dotarłam na miejsce. Nikt po drodze nie ucierpiał, a w cukierni był niewielki tłum klientów. Przy kasie znów stał ten miły pan z plakietką na koszulce, z której mogło się wywnioskować, że ma na imię Lucien. Zawsze jest taki opanowany. Nigdy nie zdarzyło mi się, abym zobaczyła go w złości. Nie wytrąca się z równowagi nawet wtedy, gdy ma do czynienia z naprawdę upierdliwymi klientami. Zbywa ich swoim spokojem i niewielkim uśmiechem. Właśnie, jego uśmiech. To dziwne. Jest on jedną z nielicznych osób, u których można zaobserwować uśmiech tak nikły i blady, że równie dobrze można by było go przeoczyć.
Weszłam do środka, co podkreślił dźwięk dzwoneczka, który rozniósł się po całym pomieszczeniu, informując obecnych o moim przybyciu. Nikt nie odwrócił się w moją stronę, nie licząc Luciena. Posłał w moją stronę niewielki uśmiech, a jego ręka powędrowała pod ladę. Podeszłam bliżej, a moje ręce lekko drżały. Zawsze się stresowałam, gdy miałam zacząć mówić do starszych ode mnie osób. Dodatkowo Lucien wywierał na mnie dziwną… presję. Nie czułam się zbyt dobrze w jego towarzystwie, chociaż nie robił niczego złego. Niby stwarzał taką przyjemną aurę, czuło się przy nim bezpiecznie, ale jednocześnie obawiałam się tego, czego byłby w stanie zrobić. Jest dziwnym człowiekiem, a jego zachowanie nigdy nie jest do przewidzenia. Potrafi zaskakiwać.
- Dzień… dzień dobry – powiedziałam, gdy kolejka dobiegła końca i znalazłam się przy ladzie sklepowej. Lucien spojrzał na mnie błękitnymi oczami, obdarowując zimnym, choć na pozór ciepłym spojrzeniem.
- Witaj, Kat. W czym mogę ci służyć? – mówiąc to, przeczesał swoje czarne, nieco przydługie włosy, które jeszcze chwilę temu nieznośnie wchodziły mu do oczu. Według mnie, dawno powinien je podciąć, ale nie będę mówiła dorosłej osobie o tym, jak ma żyć. Sama mam rozdwojone końcówki, ale to tylko dlatego, że nie stać moich rodziców na fryzjera, a nie chcę też, żeby moja mama ścięła mnie krzywo. Nie wiem, jak jest z nim. Nie wydaje mi się, żeby narzekał na brak pieniędzy. Często można zauważyć u niego nowe stroje czy dodatki, których sobie nie żałuje. Zawsze na jego ręce znajdzie się jakiś zegarek czy skórzany rzemyk. Nie wspominając już o wszelkiego rodzaju szalikach, które owinięte są wokół jego szyi. Nawet teraz, gdy pogoda dopisuje i cieszy swym ciepłem, on nie rozstaje się z szalikiem. Odchrząknął, a ja zeszłam na ziemię, przestając mu się przyglądać.
- Dwie… znaczy się, cztery bułeczki i… nie wiem – zacięłam się i rozejrzałam po półkach. Chciałam zakupić coś dla siebie i dla brata, ale zupełnie nie miałam pojęcia, co. Na nic konkretnego nie miałam ochoty, a z drugiej strony wszystko tu wyglądało tak apetycznie. – Um… Może tamte dwa lizaki? – wskazałam palcem na dwa, kolorowe lizaki w kształcie jakichś zwierzątek. Mojemu bratu z pewnością by się spodobały.
Zauważyłam, jak Lucien potakuje mi gestem głowy i podchodzi do wskazanej przeze mnie półki. Odchodząc, postawił na ladzie kilka cukierków, po które zapewne sięgnął, gdy weszłam do środka. Wybrany przeze mnie towar znajdował się naprawdę wysoko, ale na szczęście Lucien nie należał do zbyt niskich osób i bez problemu po niego sięgnął. Swoimi długimi i zręcznymi palcami wybrał dwa lizaki, po czym znów wrócił do mnie. Jego ruchy były płynne i nieco… powolne. Z niczym się nie śpieszył, na wszystko miał czas. Wyczuwało się od niego taką pewną melancholię, która działała na mnie kojąco i uspokajająco. Gdy położył słodycze na ladzie, zwróciłam większą uwagę na jego dłonie. Były naprawdę bardzo zadbane, paznokcie z kolei ładnie przycięte. Z daleka wydawało się, że jego skóra jest także niezwykle delikatna. Towarzyszyła jej także ogromna bladość. Wydawać by się mogło, że nigdy nie miał styczności ze słońcem. Całkiem to możliwe, zważając na jego ubiór. Nic nie przeszkadzało mu w noszeniu czystych, wyprasowanych koszul i czarnych, długich spodni. Koszulki z krótkimi rękawami to u niego naprawdę rzadkość.
- Ile płacę, proszę pana? – zwróciłam się do niego, potrząsając monetami i przy okazji upewniając się, czy one aby na pewno nadal przy mnie są. Na to znów uśmiechnął się blado. Miałam wrażenie, że się ze mnie naśmiewał. Zrobiłam coś nie tak? Nie powinnam się niego zwracać w ten sposób? Przysunął w moją stronę lizaki, wraz z cukierkami. Na blacie po chwili znalazły się także bułeczki.
- Na koszt firmy. Smacznego – poczochrał mnie po włosach, a ja stałam w bezruchu, wpatrując się w teoretycznie moje zakupy. Nie lubiłam jak ktoś tarmosił mnie po włosach, ale skoro był to Lucien, to uważałam, że to w porządku. Nie rozumiałam, dlaczego.
- Dziękuję, ale… jest pan pewien? – niepewnie spoglądałam na ladę, a rękę z pieniędzy powoli opuszczałam na dół. Wzrok przeniosłam na jego twarz, aby lepiej się mu przyjrzeć i wyczytać emocje. To naprawdę dziwne, że jego twarz wydawała się niczym wyryta z marmuru. Taka… niezdolna do wyrażania jakichkolwiek uczuć. Ciężko było cokolwiek z niego wyczytać. Lubił mnie? A może nienawidził? Trudno powiedzieć.
Ignorując moje pytanie, spakował wszystko do siatki, którą po chwili mi wręczył. Czułam się głupio. Nie wyglądałam przecież tak źle, żeby się nade mną litować. Racja, pochodziłam z biednej rodziny, ale ubrania zawsze miałam czyste i bez jakiejkolwiek dziurki. Wychudzona także nie byłam.
- Życzę smacznego – powtórzył znów, marszcząc nieco brwi. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na liczną ilość pieprzyków. Na twarzy miał trzy. Dwa niedaleko nosa, a trzeci pod lewym okiem. Na szyi także miał ich sporo. – Pozdrów brata.
Chwyciłam pewniej siatkę, a pieniądze upchnęłam do kieszeni. Spojrzałam do środka, nie mogąc za bardzo w to uwierzyć. W końcu uśmiechnęłam się do niego promiennie. Rodzice z pewnością się ucieszą.
- Dziękuję! – uradowana wybiegłam z cukierni, prawie wpadając na jakiegoś klienta, który tylko odburknął coś pod nosem. Oczywiście go przeprosiłam, ale ktoś tu najwidoczniej wstał lewą nogą, ewentualnie poranki bywają dla niego ciężkie. Gdy już wyszłam, zajrzałam za szybę, a mój wzrok powędrował za ladę sklepową. Lucien znów przybrał ten obojętny wyraz twarzy, obsługując jakąś osobę w swoim wieku. Znów wydawał się pochłonięty pracą, jakby założył swoją maskę pracownika.

Minęło sporo czasu od ostatniej mojej wizyty w cukierni. Rodzice postanowili, że się przeprowadzimy, a potem nie chcieli puszczać mnie samej na taką długą wyprawę w to miejsce. Nie przeprowadziliśmy się jakoś niemożliwie daleko, po prostu droga do cukierni znacznie się wydłużyła i mogły czyhać na mnie wszelkie niebezpieczeństwa.
Dzisiaj wybrałam się na cmentarz. Nie lubiłam tam chodzić ze względu na panującą tam atmosferę. Wszystko wydawało mi się takie straszne i nieprzyjemne. Jednakże musiałam iść odwiedzić grób moich dziadków. Dawno tam nie byłam, a nie chcę, aby się gniewali. Już dawno rozpoczęła się jesień, więc ciepło się ubrałam, aby przypadkiem nie zmarznąć. Opadające liście z drzew dodawały klimatu.
Nieco powolnym krokiem udałam się na grób. Nie śpieszyło mi się, a przy okazji podziwiałam widoki. Zdziwiłam się, gdy ujrzałam jakąś męską posturę, siedzącą na ławce przy grobie moich dziadków. Podeszłam bliżej i zrozumiałam, że tajemniczą postacią jest nie kto inny, jak Lucien. Ubrany był w długi, czarny płaszcz, a na szyi miał niebieski szalik. Standardowo. Nie wiedziałam, czy mam się odezwać. Nie chciałam zakłócać panującej tu ciszy i jednocześnie mu przeszkadzać.
- Dobry wieczór – zebrałam się w sobie i zagaiłam. W swoich niewielkich dłoniach trzymałam jeden znicz, który chwilę później ustawiłam na grobie. Trochę nieporadnie zaczęłam przeszukiwać swoje kieszenie w poszukiwaniu zapałek.
- Witaj, Katherine – zwrócił się do mnie, obracając w dłoniach jabłko. Znów na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Przez zimno, jego policzki nabrały nieco różowej barwy, dodając mu uroku. Dzięki temu nie wydawał się teraz pozbawiony wszelkich uczuć.
Po długich próbach zrozumiałam, że zapałki albo mi wypadły, albo po prostu zapomniałam zabrać ich z domu. Westchnęłam żałośnie. Przyszłam tu praktycznie na darmo. Teraz dziadkowie z pewnością się pogniewają.
- Może ci pomóc? – spytał, a ja zauważyłam, jak sięga do kieszeni swojego płaszcza i wyciąga z niej zapalniczkę. W tym momencie pomoc bardzo by mi się przydała, więc nie widziałam przeciwwskazań. Potaknęłam głową. Lucien wstał, uklęknął przy grobie i zaczął zapalać lont świeczki w zniczu. Po chwili powstał przyjemny dla oka ogień, wprawiający w jeszcze lepszy nastrój.
- Co pan tu właściwie robi? – Byłam naprawdę ciekawa. Teraz przynajmniej miałam okazję wypytać go o wiele rzeczy i nie musiał kryć się za ladą sklepową. Nie gonił mnie także czas i niecierpliwi klienci w kolejce.
- Nic szczególnego. Musiałem wyrwać się chociaż na chwilę z domu w jakieś ciche miejsce – odpowiedział, wracając na swoje miejsce, na ławce. Podrzucił raz jabłkiem do góry, po czym wzrok przeniósł na mnie. Ja z kolei zaczęłam wpatrywać się w ziemię. Wahałam się, czy usiąść obok niego. Nie wiedziałam, czy wypada. – Usiądź – polecił. Widocznie zrozumiał moje zachowanie. Przycupnęłam przy jego boku, poprawiając swoją sukienkę.
- Nie ma pan tutaj rodziny? Znaczy… nie w Szwecji, tylko tu. Na cmentarzu.
- Większość pochowana jest w Danii, w której się urodziłem. Moi rodzice dosyć szybko odizolowali mnie od reszty rodziny, więc nie miałem okazji nawet ich poznać – zaśmiał się wymuszonym śmiechem. Można było wyczuć smutek w jego głosie. Spojrzałam na niego ukradkiem. Akurat w tym momencie wystawił w moją stronę dłoń z jabłkiem. – Weź – kolejne jego polecenie. Mam dziwne wrażenie, że lubi narzucać ludziom to, co mają robić. Nie chciałam się przekonywać jak zareaguje na odmowę i przyjęłam od niego podarek, dziękując mu pod nosem. Poczułam się źle, że z moich ust wypłynęło takie pytanie. Mam wrażenie, że go tym zasmuciłam. Poobracałam w dłoniach jabłko, zastanawiając się, czym zapchać tę ciszę.
- Nie lubię tego miejsca. Jest takie smutne, a jesień dodatkowo to podkreśla – zaczęłam, chcąc rozpocząć jakąś rozmowę.
- Co myślisz o grabarzach?
- S-słucham? – Spojrzałam na niego, nie mogąc za bardzo zrozumieć jego pytania.
- Co myślisz o grabarzach? – powtórzył pytanie, chrząkając. Widząc powagę na jego twarzy, bez cienia uśmiechu, zrozumiałam, że nie jest to żart.
- Cóż… uważam, że ich praca jest przykra. Wydają mi się dziwni, straszni. Nie przepadam za nimi – zniżyłam nieco głos, dodając – kojarzą mi się ze śmiercią.
- Rozumiem – powiedział, po czym zamilknął na chwilę. – Nie pracuję już w cukierni. Mam teraz nieco przyjemniejszą pracę. Nie muszę już spędzać tyle czasu z żywymi ludźmi. Wiesz, że nienawidzę ludzi?
- Nienawidzi pan? Ale przecież… jesteś zawsze taki uprzejmy dla innych. – Po tych słowach, zaśmiał się. Nie za bardzo zrozumiałam, więc spojrzałam się na niego pytająco.
- To tylko pozory, mała Katherine. Denerwują mnie. W duszy wyklinam na wszystkich, ale staram się to ukrywać. Tylko czekać, aż wszystko nagle we mnie wybuchnie i zrobię komuś krzywdę. – Znów uraczył mnie swoim śmiechem, a gdy przestał, uśmiechnął się. Poczochrał mnie po włosach i wstał, zaraz po tym otrzepując swój płaszcz.
- Kim pan teraz jest?
- Grabarzem, moja droga.


Choroby i słabości:
- ma bardzo słabe krążenie. Z tego powodu jego stopy oraz dłonie są praktycznie cały czas lodowate.
- słaba pamięć. Często bywa tak, że musi zapisywać sobie niektóre rzeczy, aby móc je lepiej zapamiętać. To u niego nic dziwnego, że pewnego dnia okazuje się, iż wypadło mu z głowy czyjeś imię, bądź zapomina o czymś, co było jego obowiązkiem. Standard.
- uzależniony od lekarstw przeciwbólowych. Przyjmuje je, nawet nad tym nie panując. Czasem bierze "na wypadek", a czasem sam sobie wmawia, że coś go boli. Może to właśnie przez to jego pamięć jest taka, a nie inna.


Ciekawostki/Dodatkowe informacje:
- Zawsze dobrze się uczył. W szkole uważany był za klasowego kujona, szczególnie z przedmiotów ścisłych.
- Ma jakąś słabość do szalików. Uwielbia zimniejsze dni, w których to ma możliwość ich założenia.
- Jest znakomitym kucharzem. Niegdyś, zanim został grabarzem, był o dziwo cukiernikiem. Zdarza mu się czasem tęsknić za poprzednią pracą, bo ta dodatkowo była jego pasją, ale na robotę na cmentarzu też nie ma co narzekać.
- Skoro palce takie zręczne przy gotowaniu, to sprawdzają się one nawet i przy grze na pianinie. Spod jego dłoni są w stanie wypłynąć naprawdę przyjemne melodie.
- Ma dziwną słabość do młodszych osób.
- Do pielęgniarek także.
- Kobiety stara się traktować z szacunkiem. Przy nich bywa naprawdę ogromnym dżentelmenem.
- Jako hobby można uznać u niego ogrodnictwo oraz rozwiązywanie wszelkich krzyżówek, sudoku i łamigłówek.
- Zdarza mu się rozmawiać z roślinami. Nawet czasem nadaje im imiona.
- Nie przepada za obcokrajowcami.
- Nie interesują go jakiekolwiek sprawy w szpitalu.
- Chrapie przez sen, czasem nawet zdarzy mu się coś powiedzieć.
- Jest miłośnikiem dużych psów. Dla niego psy, które sięgają do kolan to nie psy, a szczury.
- Dosyć sporo pali. Kiedyś próbował rzucić, ale brzydki nawyk powrócił, chociaż z mniejszą siłą.
- Jest oburęczny. Kiedyś złamał prawą rękę i zmuszony był nauczyć się posługiwać lewą.
- Ma nieco masochistyczne zapędy.
Powrót do góry Go down
https://sykehus.forumpl.net
Demyan
Voron

Demyan


Liczba postów : 61
Data dołączenia : 11/02/2015

Lucien Joannes Christensen. Empty
PisanieTemat: Re: Lucien Joannes Christensen.   Lucien Joannes Christensen. EmptyCzw Lut 19, 2015 11:08 pm

Powrót do góry Go down
 
Lucien Joannes Christensen.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Postaciowo :: Kartoteka-
Skocz do:  









Lucien Joannes Christensen. Bestpbf
~**~
I love PBF
Halo PBF
Vampire Knight
AXIS MUNDI
Kuroko no basuke
BlackButler
HogwartDream
Wild Land AAF
Lucien Joannes Christensen. 74cESWm
Pogrzebowe Wino
Partnerstwo & Toplisty